Recenzja filmu

Poznajmy się jeszcze raz (2019)
Nicolas Bedos
Daniel Auteuil
Guillaume Canet

Poznajmy siebie jeszcze raz

"Poznajmy się jeszcze raz" jest standardowo romantyczne i baśniowe, ale jednocześnie mądre i delikatne. Czułe i skromne. Operujące szeptem tam, gdzie inni potrafią krzyczeć.
Co prawda nigdy nie zrozumiem tej maniery, by ulepszać w "tłumaczeniu" tytuły filmów i na przykład z filmu "La belle époque" zrobić "Poznajmy się jeszcze raz".

To mogłoby stać się tak kultowe, jak nie przymierzając plakaty filmowe z Ghany. Zastanawiam się od czasu do czasu, jak ten polski wkład w światową popkulturę spopularyzować na całym świecie. Przyszedł mi też do głowy pomysł, żeby korzystając z tego języka przetłumaczyć tytuły dzieł światowej literatury.

"Iliada"? "I przyjdzie kres gniewom Achillesa".
"Antygona"? "Prawo i sprawiedliwość". 
Nowy Testament? "Kiedy Bóg umiera".

Aczkolwiek wiem, że muszę jeszcze dużo popracować, aby dojść do poziomu w którym "Dirty Dancing" swobodnie zamieniam na "Wirujący seks", a "Die Hard" na "Szklaną pułapkę". Ktoś chętny do pracy nad tym projektem?

"Poznajmy się jeszcze raz" pokazało mi, że przyjemność sprawiają mi filmy, które o całkiem poważnych kwestiach opowiadają lekko i mimochodem. Zwłaszcza jeśli to kwestie niszowe. Bo jednak rozdźwięk między życiem coraz bardziej wirtualnym, a światem bez dyktatury poprawności politycznej nie jest najważniejszym tematem do rozmów. A jednak wciągnąłem się w rozmyślania o tym, co dało, a co zabrało nam te kilkadziesiąt lat dzielących lata 70. zeszłego stulecia od roku 2019. I też to nic nowego. Trzydzieści lat temu kilku panów skandowało: "Postęp techniczny wszędzie się wdziera. Łatwiej dzisiaj żyć. Łatwiej też umierać. Nowoczesna ludzkość zmęczona i chora. Człowiek przykuty do telewizora". Tyle że teraz bardziej przykuty do ekranu smartfona.

Temat tęsknoty za "starymi dobrymi czasami" jest też odwieczny, jak odwieczna jest refleksja, że świat się zmienia i to niekoniecznie w wymarzonym przez nas kierunku. W "Poznajmy się jeszcze raz" dodatkowo dostaliśmy kilka myśli o tym, jak te zmiany wpływają na relacje między ludźmi. Co jednak jest bardzo poważnym tematem. Można go zbanalizować i zbagatelizować. Powiedzieć "OK, boomer". Stwierdzić, że ktoś nie nadąża i się czepia, ale ja uważam, że to temat, który należy potraktować bardzo serio. Jeśli za czymś tęsknimy, to znaczy, że czegoś brak powoduje wyraźną wyrwę w życiu. Nawet jeśli objawia się czymś pozornie bez sensu. Jak upodobanie do palenia papierosów w knajpach, samochodów, które nami nie rządzą, rysowania ołówkiem i swobody wyrażania zdań kontrowersyjnych bez narażenia się na totalny ostracyzm środowiskowy. W mediach społecznościowych.

Dowiedziałem się niedawno, że są aplikacje, które pomagają poczuć pocałunek wysłany przez komunikator internetowy. Coś tam drga, coś się rusza, coś wydziela ciepło. Nie wiem dokładnie jak to działa, ale ponoć działa. Jednak na poziomie komórkowym czuję, że nie działa, że próbujemy dać się omamić ersatzom. Wciąż jestem przekonany, że "Sexy Doll" Grzegorza Ciechowskiego jest rozpaczliwą piosenką o braku miłości, a nie tryumfalistycznym hymnem o zwycięstwie człowieka nad uzależnieniem od drugiego człowieka. Nie opiewa realizacji potrzeby bliskości (nad którą nie mamy żadnej władzy, a na dodatek zależy ona od drugiego człowieka) przez byty całkowicie od nas zależne, przez byty przez nas zaprogramowane. Podobnie jak "Ona" Spike’a Jonze’a, która raczej przestrzega, niż daje nadzieję.

"Poznajmy się jeszcze raz" jest lekkie jak anegdota rabina czy buddyjskiego lamy. Niby nic. A jednak coś. O życiu, które trwa tu i teraz i nie będzie drugiego, dlatego należy je doceniać tu i teraz i w takim kształcie, jaki ma. Nie uciekając w świat wirtualny. Ten wirtualny technologicznie i ten wirtualny, w którym zanurzamy się bez pomocy narzędzi. O tym, że pierwsza miłość nie jest po to, by gonić za następną, ale po to, by ją pielęgnować, bo to skarb, którego nie da się ponownie zdobyć. O czujnej uważności na wszystko, co się nam przydarza, bo często już nigdy się nie powtórzy. Tylko raz rzeczy się nam zdarzają pierwszy raz. Tylko raz możemy je przeżyć takimi. A każda następna iterakcja już nie będzie taka sama. Być może będą lepsze, a być może będą gorsze. Ale nigdy takie same.

Cieszmy się życiem. Tak szybko przemija. Cieszmy się życiem, bo życie to Piękna epoka. Moje życie to moja Piękna epoka, a twoje życie, to twoja Piękna epoka. Nie będzie innej. Nie wyglądaj innej. Nie szukaj innej. Raduj się tym, co jest. Bo to jest, co jest. Pielęgnuj to, co dobre, co dla ciebie dobre i nie zgadzaj się na to, co ci przeszkadza. Nawet jeśli wszyscy dookoła będą twierdzić, że trzeba iść z duchem czasu, ty idź z duszą czasu. Twojego czasu. Pięknego czasu.

I kochajmy się bardziej. Teraz.

Wątek współczesnego szarpania się dwojga młodych ciał i dusz bardzo dyskretnie dopełnia i uniwersalizuje przesłanie filmu.

"Poznajmy się jeszcze raz" jest standardowo romantyczne i baśniowe, ale jednocześnie mądre i delikatne. Czułe i skromne. Operujące szeptem tam, gdzie inni potrafią krzyczeć. Z subtelną, ale jednocześnie sporą satysfakcją wyszedłem z kina po zakończeniu seansu, dlatego krótko mówiąc w skali Pawlaka*: można. Naprawdę można.

P.S. No i cała ta stylówa z lat 70. Pekaesy, wąsy, duże kołnierze, szerokie krawaty, skórzane marynarki i kobiety-kwiaty. Śliczności.


*Skala: nie warto, nie trzeba, można, warto, trzeba
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Poznajmy się jeszcze raz" pod wieloma względami przypomina "O północy w Paryżu" Woody’ego Allena. Oba... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones